[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Terazjednak, kiedy znacznie zwolnił i odwrócił głowę, stwierdził, \e cały południowyhoryzont pogrą\ony jest w czerwonych płomieniach.Płonęło całe Miami, niczymgigantyczny okręt na ciemnym, niespokojnym oceanie.- Miami - wyszeptał pan Henschel, siedzący obok doktora Petriego ze strzelbą nakolanach.- Zwinie, podpalili całe miasto.Doktor Petrie znów przyspieszył.Jechał na północ, oświetlając sobie drogęjedynie słabiutkimi światłami postojowymi.- Niewykluczone, \e to sprawka władz - powiedział.- Jednak równie dobrze tepo\ary mogli spowodować najró\niejszego autoramentu bandyci, grabie\cy ipodpalacze.Wszyscy byli bardzo zmęczeni.Było ju\ dobrze po pierwszej; najstraszniejsze,najdłu\sze godziny nocy znajdowały się jednak dopiero przed nimi.Prickles spaław ramionach pani Henschel, pozostali pasa\erowie torino byli jednak zbyt spięci,aby chocia\ na chwilę zmru\yć oczy.- Mam nadzieję, \e zdajecie sobie sprawę, i\ być mo\e186właśnie wywozimy zarazę z Miami - zauwa\yła Adelaide.- Ktoś z nas mo\e byćprzecie\ zara\ony.Doktor Petrie pokiwał głową.Na jego twarzy odbijał się zielonkawy blask światłatablicy rozdzielczej.- To jest mo\liwe, ale mało prawdopodobne - powiedział.- Ja sam byłem przezdługi czas nara\ony na zachorowanie, a mimo to wcią\ jestem zdrowy.Mo\e mam wsobie coś takiego, \e jestem odporny na tę d\umę.Z tego, co mi do tej porywiadomo, zaraza uderza bardzo szybko.Je\eli nikt z nas nie czuje się osłabionyw tej chwili, znaczy to, \e na razie wszyscy jesteśmy zdrowi.- Bo\e, \eby tak właśnie było - westchnęła pani Henschel.- Tak, boska pomoc jest nam bardzo potrzebna - przytaknął doktor Petrie.Przez kilka minut znów jechali w milczeniu.Rozpoczynała się środa i mass medianiczego jeszcze oficjalnie nie mówiły o zarazie, stąd z samochodowego radiawcią\ płynęły informacje o "hiszpańskiej" albo "świńskiej" grypie, która nadalparali\uje Miami i południową Florydę.Usłyszawszy to po raz kolejny, doktorPetrie spojrzał we wsteczne lusterko.Ujrzał potę\ny słup ognia,najprawdopodobniej trawiący hotele wzdłu\ Miami Beach.Nie po raz pierwszy w\yciu zaczął zastanawiać się, na czym właściwie polega odpowiedzialnośćpolityków i dziennikarzy za to, co mówią i czynią.Wcią\ rozmyślał o tym, gdy pan Henschel wskazał coś z przodu i powiedział:- Widzę światła.Wygląda na to, \e przed nami jest blokada.Doktor Petrie zwolnił i wszyscy zaczęli wpatrywać się przed siebie, w gęstymrok.Rzeczywiście, jakieś pół mili przed nimi paliły się białe światłaoświetlające drogę oraz czerwone, tylne światła stojących samochodów osobowych icię\arówek.- Gdzie to jest? - zapytała Adelaide.187- Zdaje się, \e w Hallandale - odparł doktor Petrie.- Najwyrazniej przesunęliblokady na północ.- Co zrobimy? - spytał pan Henschel.- Je\eli nas zatrzymają, to koniec.Jeszcze kilka chwil i prawie dotarli do blokady.Pilnowała jej Gwardia Narodowa;autostrada była przegrodzona stojącymi w poprzek cię\arówkami i barierami, naktórych migały ostrzegawcze światła.Gdy nadje\d\ający samochód zostałzauwa\ony, na szosie pojawił się gwardzista w pełnym umundurowaniu, uzbrojony ipomachał ręką.Doktor Petrie zwolnił, a\ wreszcie zatrzymał samochód obok\ołnierza.Gwardzista miał przewieszony przez ramię pistolet maszynowy, a jego postawa niepozostawiała \adnych wątpliwości co do gotowości u\ycia broni w razie potrzeby.Mógł mieć najwy\ej dwadzieścia lat.Jego wychudła twarz była w cieniu, któryrzucał du\y, cię\ki hełm.W obawie przed zarazą, przezornie nie podchodził zbytblisko auta.- Bardzo mi przykro, ludzie - zawołał - ale musicie zawrócić.- Jestem lekarzem - powiedział doktor Petrie.- Mam przy sobie odpowiedniedokumenty.I stwierdzani, \e ludzie, którzy jadą ze mną, są zdrowi.Gwardzista potrząsnął głową.- Przykro mi, proszę pana, ale mamy rozkazy, \eby nie przepuszczć absolutnienikogo, pod \adnym pozorem.- Ale ja przecie\ jestem lekarzem - nalegał doktor Petrie.- Wyciągnął zkieszeni legitymację i pomachał nią przed oczyma gwardzisty.- Podró\uję wbardzo wa\nej sprawie słu\bowej i muszę przejechać przez tę blokadę.Gwardzista zrobił krok do przodu i spojrzał na legitymację.Następnie znów sięwycofał i powiedział:- Niech pan chwilę poczeka.Zobaczę, co się da zrobić.Siedzieli w samochodzie przez długie pięć minut, zanimstra\nik powrócił wreszcie z oficerem.Oficer był wysokim,188stanowczym mę\czyzną, ostrzy\onym na je\a.Swoje obowiązki przy blokadzietraktował bardzo powa\nie.- Dzień dobry.- Doktor Petrie odezwał się pierwszy.- Nazywam się LeonardPetrie.Oficer popatrzył na samochód i obszedł go dookoła.Dopiero potem oznajmił:- Przykro mi, doktorze, będziecie jednak musieli powrócić tam, skąd jedziecie.- Przecie\ nie ma dokąd wracać.Całe Miami płonie.- Nic na to nie poradzę, doktorze.Mam rozkaz zawracać wszystkie samochody,które się tutaj pojawią.Doktor Petrie nie znalazł ju\ \adnych argumentów.Popatrzył na oficera iszeregowca, stojących w odległości kilku stóp od samochodu, po czym odwrócił sięi spojrzał na pana Henschla.- Davidzie - odezwał się, po raz pierwszy zwracając się po imieniu do swojegobyłego sąsiada.- Czy dasz radę załatwić tego młodego chłopaka?- Jasne - przytaknął zapytany, niemal nie otwierając ust.- Skręcę teraz i objadę ich dookoła.A ty zastrzelisz najpierw chłopaka, bo maautomat, a potem dopiero oficera.- Jestem gotowy.Doktor Petrie wychylił się przez okno.- Odje\d\amy - powiedział do gwardzistów.- Zdecydowaliśmy się zawrócić.- Leonardzie, proszę, nie zabijajcie ich - szepnęła Ade-laide.- Ten \ołnierzykto jeszcze dziecko.Doktor Petrie odwrócił się i popatrzył na nią.- Adelaide, musimy ich zabić.Je\eli tego nie zrobimy, to my zginiemy zamiastnich.Siedz spokojnie i jak najni\ej pochyl głowę.Zwolnił ręczny hamulec i powoli, na pierwszym biegu, zaczął zawracać.Tymczasempan Henschel oparł strzelbę na jego ramionach i przez okno kierowcy wycelował w\ołnierza.189- Teraz! - krzyknął doktor Petrie w chwili, gdy znajdowali się najbli\ejgwardzistów.Huk był niemal ogłuszający! Henschel wystrzelił dwa razy, zabijając obugwardzistów na miejscu.Doktor Petrie poczuł, jak na jego ramionach podskakujestrzelba, a na kolana opadają mu puste łuski po nabojach.Jeszcze zanim oficerzdą\ył paść na ziemię, z powrotem wykierował grań torino w kierunku pomocnym iruszył wprost na drewniane barierki barykadujące szosę.Samochód uderzył w nie z głuchym łoskotem i odrzucił na boki.Po chwili z pełnąszybkością mknął ju\ przez mrok, zmierzając na północ.- Zdaje się, \e było ich tam tylko dwóch - zauwa\ył pan Henschel.- W przeciwnymwypadku, ju\ by nas gonili.Doktor Petrie otarł rękawem pot z czoła.- Dobrze strzelałeś, Davidzie - powiedział.- Wybawiłeś nas z powa\nychkłopotów.Strzały w samochodzie obudziły Prickles.Zaczęła płakać, domagać się mamy idopiero pani Henschel ją uspokoiła.- Mama pojechała na krótkie wakacje - szeptała jej do ucha.- Nie ma mamy, alepopatrz, jest tatuś.Teraz tatuś będzie się tobą opiekował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]