[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad brzegiem rzeki, pod murami, z hukiem płonęły ogromne stosy.Naulicach, wszędzie, gdzie zalegał jakiś cień, spoczywali wycieńczeni ludzie, nie zważający namuchy, które obsiadały im twarze.Wszędzie można było spotkać kogoś, kto żebrał o łykwody.Ulicami pchano wozy na wielkich kołach i wrzucano na nie ciała tych, którzy umarli zpowodu upału albo z pragnienia, bo i to zaczęło się zdarzać.Wrzucano na wozy też zwłokitych, których znajdowano o wschodzie słońca.Leżących na ulicy, sinych i sztywnych, zpoderżniętymi gardłami i wyrwanymi sercami.Tych, którzy złamali jedno z niezliczonychpraw Kodeksu Ziemi.Ciała palono pod murami, żeby nie dopuścić do zarazy.Wokół stosów cały czaskoczowały grupy zawodzących kobiet w czarnych zawojach, wyglądających jak kruki.Wszędzie unosił się smród spalenizny i muchy.Miliony much.Patrzyliśmy na to z Brusem i milczeliśmy.Ojciec nakazał specjalnym edyktemprzedstawicielom wszystkich kultów wydawać wodę i żywność oraz otaczać opiekąpotrzebujących, jednak drzwi większości świątyń były zamknięte.Na odrzwiach i murachświątyń wymalowano sadzą lub ochrą znak Podziemnego Aona. Napijmy się czegoś powiedział Brus. Choćby miało to kosztować dirhana.Jastawiam.Czynną tawernę znalezliśmy z trudem.Soku palmowego nie było.Siedzieliśmy nadkubkami cienkiego, ciepławego, korzennego piwa i patrzyliśmy na ścianę naprzeciwko, naktórej nabazgrano węglem Nadchodzi Ogień Pustyni. Gdyby tylko spadł deszcz wycedził głucho Brus. Zwykły deszcz.Najlepiej zaraz.Jeszcze mogłyby się udać drugie letnie żniwa.Wtedy natychmiast zagonilibyśmy tę hołotę wkrwawych szmatach z powrotem pod ziemię, gdzie ich miejsce.Razem z Podziemną Suką,ogniami i pustyniami.Miasto by odżyło.Znowu zagrałaby muzyka na placach.Napił się letniego napoju i skrzywił się. Ciągnie zgnilizną.Drań pędzi je na wodzie z rzeki.Jeżeli spadnie porządny deszcz, towiesz, co zrobię, Ruda Głowo? Co, sitar Tendzyn? Podaruję ci złotą szeklę, sitar Ardżuk.I sam też zabiorę jedną.Zrodkiem ulicy przeszło sześciu żołnierzy.Tymen dziewiętnasty, Kanadirski ,pomyślałem machinalnie, patrząc na godło na tarczach. Co oznacza ten symbol nad godłem czarnej ręki , sitar Tendzyn? Jaki symbol? Ten, który wygląda jak przecinające się półkola.PDF created with pdfFactory trial version www.pdffactory.comBrus zacisnął szczęki. Sami sobie wymalowali.To dwa księżyce znak Księżycowych Braci.Dwóchtryków Grubej Baby, siedzących przy jej zafajdanym podziemnym tronie. Ostatnie słowaBrus wyrzekł głośno, jakby prosto w twarz patrolowi.Rozległ się chrzęst i żołnierzezatrzymali się, a potem z łomotem postawili tarcze na ziemi. Mówiłeś do nas, kmiotku? zapytał dowódca i podszedł do naszego stolika.%7łołnierzestanęli kręgiem, zasłaniając nas i dowódcę od reszty ulicy.Brus uśmiechnął się lekko, sięgając pod połę kurty.A potem nagle jego ręka wystrzeliłado przodu, a dwa palce uchwyciły grdykę dowódcy jak szpony.Brus wyjął spod kurtkiciężką, żelazną pieczęć i podsunął tamtemu pod oczy.%7łołnierze znieruchomieli.Brus puściłszyję tamtego i uniósł się z zydla. Oczyścić tarcze syknął. Natychmiast! Tak, sitar binhon-pahan wycharczał dowódca. To tylko tak, żeby przyjazniej domieszkańców. Byłeś setnikiem, sitar Tendzyn? zapytałem, kiedy odeszli. Robiłem wiele rzeczy, Arki.Ale ta przed chwilą była naprawdę głupia.Lepiej stądchodzmy.Przyciągamy uwagę.Wyprawy do miasta przestały być rozrywką, ubarwiającą monotonię mojego życia.Szczerze mówiąc, wolałbym w ogóle nie oglądać go w takim stanie.Jednak nadalchodziliśmy.Rozmawialiśmy z ludzmi, przechadzaliśmy się po pustawych ulicach, naktórych słychać było głównie łomot ciężkich, żołnierskich butów.Pod murami nadal płonęłystosy.Ojciec zdołał sprowadzić wielki transport wody barkami rzecznymi i przynajmniejkażdy mieszkaniec dostawał dziennie swój skopek wody.Dostarczaliśmy też żywność i wodędo wszystkich świątyń oprócz Czerwonych Wież i nakazaliśmy rozdawać je potrzebującym.Zadbaliśmy, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli.Dzięki temu posunięciu szczodrobliwośćkapłanów Podziemnej przestała się wyróżniać.Stracono kilku kapłanów, mnichów i żerców,przyłapanych na kradzieży żywności.Picie mulistej, cuchnącej cieczy z rzeki wywoływało okropne boleści, gorączkę iwzdęcia, które często kończyły się śmiercią, a mimo to codziennie wielu próbowało.A deszcz nie chciał spaść.Dzień w dzień wstawało rozpalone, buchające żarem słońce inawet bezchmurne niebo wydawało się jakieś wyblakłe.Przeczucie nieszczęścia wisiało i nad krajem, i nad Wioską Chmur.W naszej świątyniprzez cały dzień słychać było gongi.Nieustannie zanoszono modły do Stworzyciela, IdącegoPod Górę i wszystkich nadaku.Dzień i noc płonęły pęki ofiarnych kadzidełek i wszędziesmętnie wisiały w bezwietrzu modlitewne proporce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]