[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Nie.Sądzę, że nie.Ale suknia wydawała się żywa.Już jej się podobała, choć nie rozu-miała, dlaczego trafiła w jej ręce.Albo dlaczego mężczyzna w purpurzewręczył jej kwit sprzedaży z pieczątką Ocałone.W środę, kiedy już minęła południowa gorączka i lunch z nową pannąmłodą i jej druhną, w salonie zapanowała cisza.Charlotte jadła kanapkęprzy biurku, płacąc jednocześnie rachunki przez internet i sprawdzającskrzynkę pocztową.Trzasnęły tylne drzwi.Charlotte podniosła głowę, nasłuchując.- To tylko ja - powiedziała śpiewnie Bethany.- Przyniosłam suknie.Suknia dla Tawny jest gotowa.I dla dwóch jej druhen.- Głowakrawcowej pojawiła w drzwiach biura Charlotte.- Jesteś niezrównana, Beth - uśmiechnęła się Charlotte.- Powiedz mi,jest szansa, że suknia będzie pasować bez poprawek?- To możliwe.Ale w świecie kreacji ślubnych zawsze coś się zmienia.Gorset, spódnica, poduszeczki na ramionach.Wiesz, jak jest.Dlaczegopytasz?- A gdyby tak suknia zachowała się w idealnym stanie przez jakieś stolat? Zdarzyło się kiedyś coś takiego?Bethany, wychylona przez ościeżnicę, zaśmiała się.- No co ty, Char? Sto lat? - Uniosła brew.- Mówisz serio? Zależy, jakbyła przechowywana, ale nawet jeśli leżała w dobrych warunkach, toprawdopodobnie i tak coś będzie obszarpane albo pożółkłe.- Tak właśnie myślałam.- Charlotte odepchnęła się od biurka i wraz zkrzesłem przesunęła w stronę swojej torebki, wystającej z najniższejszuflady szafki na dokumenty.- Czy potrafisz to skopiować? zapytała, podając jedwabną saszetkę,którą Tim znalazł w kufrze.- Chciałabym wprowadzić coś takiego dosprzedaży.Bethany odłożyła suknie, które trzymała na rękach, i sięgnęła po małąbiałą torebkę.- Nie widuje się już takich.W starym stylu.Skąd ją masz?- Znalazłam ją w starym kufrze.Razem z suknią ślubną, zachowaną widealnym stanie, nigdy nie poprawianą.A przynajmniej nie zauważyłamżadnych śladów poprawek.- Nigdy nie poprawianą? To prawdopodobnie nigdy też nie noszoną.Mówisz, że jest w nienaruszonym stanie?- Jakby uszyto ją wczoraj.Bethany uśmiechnęła się, a jej oczy mówiły: Niemożliwe".- To prawdopodobnie uszyto ją wczoraj.Ale te torebki mogę zrobić,jasne.Ile chcesz?- Na początek dziesięć.W różnych kolorach.Może zrób nieco inne dlapanien młodych, inne dla druhen, matki panny młodej, matki panamłodego.Chciałabym, żeby współgrały z sukniami.Można by też dodaćjakieś monogramy, żeby pokazać, co da się z nimi zrobić.- Już się za to biorę.- Bethany uniosła torebkę do światła.- Niezłarobota.Jakie równiutkie szwy.Przypomnij mi, skąd to masz?- Ze starego kufra.- Charlotte pominęła obecność Tima.Nie miałanastroju, by o nim rozmawiać.I tak będzie musiała się gęsto tłumaczyć,kiedy spotka Dixie.- Tu coś jest - palce Bethany badały torebkę u dołu.- Naprawdę? Szukaliśmy.to znaczy szukałam, ale niczego nieznalazłam.Charlotte wzięła torebkę z ręki Bethany i pociągnęła górną tasiemkę.Wsunęła rękę do środka i wyczuła chłodną metalową tabliczkę.Wyjęłają.Miała w rękach samotny nieśmiertelnik.- Tego się nie spodziewałam. Bethany zajrzała jej przez ramię,żeby lepiej przyjrzeć się identyfikatorowi. Mój ojciec był w Wiet-namie.Widziałam jego nieśmiertelnik dziesiątki razy, a ten wyglądazupełnie tak samo.- Skąd się wziął w torebce? - Charlotte przysunęła się do lampki nabiurku, żeby odczytać wygrawerowane imię.- Niezła zagwozdka.- Bethany wzięła torebkę i wycofała się z biura.-Zaniosę to na górę.Muszę zaraz jechać i odebrać dzieci, ale popracujęnad kopią torebki dziś wieczorem.- Dzięki, Beth - Charlotte siedziała przy biurku z nieśmiertelnikiem wjej dłoni.Był zimny i gładki.Joel Miller 1271960 USMC-M Protestant%7łołnierz miał imię.Suknia, na tę chwilę, również.Charlotte zacisnęłapalce na nies'miertelniku, a łzy zaskoczyły jej oczy.Joel Miller.Czy to on był mężem kobiety, która miała na sobie tęsuknię? Czy TH to ona? Jeśli tak, jak się tego dowiedzieć?Maleńki promyk radości zajaśniał w jej sercu.Bóg usłyszał jej mo-dlitwę.Prowadził ją ku przeznaczeniu sukni.Z rumieńcem na policzkach i z rozwianymi wiatrem włosami weszłaDixie, wybijając Charlotte z przemyśleń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]