[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alexi pokiwał głową.- Ostrożność jest niezbędna.Niech mnie diabli wezmą, jeśli WielkieDzieło zagrozi działalności tej szkoły.Musimy z Rebeccą pamiętać, żenaprawdę jesteśmy ludzmi, a nie jedynie dziwacznymi wcieleniamijakichś aniołów stróżów - zauważył zjadliwie, sącząc swój likier.Poczym zerknąwszy na zapakowany obraz, który przyniosła, dodał: - Awięc skończyłaś? Taka wygoda z tym twoim malowaniem, Josie.Jestempod wrażeniem.Zwłaszcza że namalowałaś go po pracy, którą zmuszenibyliśmy wykonać.i po twoim nieuprzejmym wyjściu ostatnim razem.Przynajmniej studenci jeszcze mnie szanują.- Boją się ciebie, podziwiają cię - sprostowała Josephine ze znaczącymuśmieszkiem.- Na przykład ta mlecznobiała dziewczyna z niezwykłymioczami wyraznie jest tobą zachwycona.Przy całej swojej łagodności,była dość zirytowana, kiedy mnie zastała w twoim gabinecie.Alexi zrobił drwiącą minę.- Co? Kto? Panna Parker?- Oczy, takie jak jej, nie potrafią ukryć uczuć, z jakim na ciebie patrzą -odparła Josephine.- Nie bądz śmieszna.- To piękna dziewczyna.Inspirująca.- Gdyby tylko mogła usłyszeć, co mówisz, Josie.- Alexi popatrzył naprzyjaciółkę z namysłem.- Ona, biedna, uważa, że jest odrażająca.Myślę, że ledwo.- Josephine puściła do niego oko, gdy nagle umilkł,więc nachmurzył się i warknął: -Oczywiście, kimże ja jestem, żeby się wogóle wypowiadać, biorąc pod uwagę moje pozostawiające wiele dożyczenia maniery".Mówię ci, Josephine, kpić ze mnie w cztery oczy tojedno, a całkowicie podważać mój autorytet przy studentce to jużzupełnie co innego.- Ach, czyżby nieprzenikniony profesor naprawdę niepokoił się, co myślio nim młoda dama?- To uwaga nie na miejscu - odparł Alexi ostrzegawczym tonem.-1niebezpiecznie robić takie suges.jest w tej dziewczynie - wpadła mu w słowo Josephine.- Prawdęmówiąc.pracowałam nad tym płótnem z takim zapałem, że prawie niespałam.- Jej szafranowa suknia zamiotła podłogę, kiedy Francuzkapochyliła się nad zakrytym obrazem i dopijając ostatnie krople,teatralnym gestem zerwała z niego zasłonę.Ukazał się słoneczny morskipejzaż.Na skalistym brzegu, w cieniu mrocznego wejścia do jaskini, stałydwie postacie ubrane w antyczne szaty: mężczyzna o promieniejącejskórze i kasztanowych włosach, które opadały w nieładzie na nagiemuskularne ramiona, prowadził w narastającą ciemność bladą młodąkobietę o królewskiej urodzie.Jej bardzo jasne loki rozwiewały się wokółgłowy, jakby rozpaczliwie szukały oparcia w wietrze.Trzecia postaćczaiła się w pobliżu skały.Otulona długim płaszczem, zakapturzona,unosiła zaciśniętą pięść.Horyzont zasnuwały złowieszcze czarnechmury.- I jak? - spytała Josie.- O rety - wyszeptał Alexi.Ale obraz, chociaż wspaniały, pozostawił muw ustach gorzki smak.- Mam nadzieję, że twojej studentce się spodoba.Była moją muzą,niebiosa jedne wiedzą dlaczego.Jak zawsze uganiam się za inspiracją.-Francuzka westchnęła i usiadła, przyciskając dłonie do oczu.- Poza tym,Alexi.muszę wyznać, że jest jeszcze inny powód, dla któregopracowałam dzień i noc.Jestem wystraszona.Od czasu ataku la bete, tejbestii.nie mogę spać.Dręczą mnie koszmary.- Coś się w nas zmieniło - przyznał Alexi.Josephine zauważyła napięcie w jego tonie, kiedy wstał, żeby powiesićnowy obraz koło drzwi.- Też jesteś przerażony.- Rzecz nie w tym, że przejmuję się nowościami.Chodzi mi tylko o to, żemożemy nieprawidłowo zareagować.- Zacis-nął zęby i zmienił temat.- Więc sądzisz, że w pannie Parker coś jest, tak?Josephine wzruszyła ramionami.- Oui.W pannie Linden też, ale nie wiem co.- Hm.- Oczy Alexiego zatrzymały się na obrazie, zapatrzone w mrok, wktóry wchodziła smukła młoda kobieta.Nagle zegar wydzwonił godzinę iprofesor znowu się ożywił.- Już szósta, moja droga.Pora lekcjidziewczyny, o której była mowa.- Ach, oui - mruknęła Josephine.Właśnie podnosiła się z krzesła, kiedy rozległo się krótkie stukanie.- Proszę wejść! - zawołał Alexi.- Do widzenia, Josie.Dziękuję za obraz.Przez drzwi gabinetu dobiegała muzyka.Percy usłyszała zaproszenie dowejścia, ale zawahała się, chłonąc cudowne dzwięki.Jej podziw dlaprofesora rósł z każdą chwilą.Okrzyk zza drzwi sprawił, że aż podskoczyła.- Panno Parker, chyba nie możemy odbywać lekcji oddzieleni kawałemdrewna?Pospiesznie weszła do pokoju, mamrocząc przeprosiny.DostrzegłaJosephine i znów się cofnęła ze strachu, że przeszkadza.JednakFrancuzka gestem zaprosiła ją do środka, po czym przyjaznie pomachałana pożegnanie i wymknęła się na korytarz.Wzrok Percy nie podążył zaJosephine, toteż dziewczyna nie zauważyła, że malarka mrugnęłaznacząco, a Alexi w odpowiedzi spiorunował ją wściekłym spojrzeniem.Panna Parker podeszła do biurka i zdjęła szal.Wykład mijał jak zwykle, bez żadnych wydarzeń.Profesor mówił, onasłuchała.Ale myśli Percy były daleko od matematycznych wywodów.Chociaż równania i liczby całkowite mogły okazać się przepaścią nie dopokonania, czuła, że wspólnie spędzany czas ma poważne znaczenie.Poza nauką.Ale nie wiedziała, jak to wyrazić.Profesor z ciężkim westchnieniem wręczył jej zadaną pracę i opadł naoparcie fotela, przyciskając kciuk i palec wskazujący do nasady nosa wcharakterystycznej geście namysłu.Percy przygryzła wargę.Odczytałapozę Rychmana jako sygnał do' wyjścia.Zamotała błękitny muślin wokółgłowy i szyi, włożyła rękawiczki i okulary, wstała i wsunęła książki podszczupłe ramię.Nie miała pojęcia, w jaki sposób poruszyć temat Rozpruwacza, a czuła, żemusi to zrobić, zanim wyjdzie.Cichym głosem powiedziała:- Dobrze, że szkoła podjęła środki ostrożności w związku z ostatnimiwydarzeniami.To przerażająca sprawa.i ogromnie pana martwi,prawda, panie profesorze?- Tak, panno Parker, ma pani rację - odparł.Mierzyli się wzrokiem i Percybardzo chciała zasięgnąć dalszych opinii, ale zmroziła ją jego śmiertelnapowaga.Nagle Alexi Rychman zerknął gdzieś w bok i uśmiech przemknął mu potwarzy.- Panno Parker, nie zauważyła pani mojego ostatniego nabytku?- Nie, panie profesorze, nie zauważyłam - odparła i odwróciła się, żebyspojrzeć na najnowsze dzieło Josephine.Upuściła książki i notatki.Zezdławionym łkaniem Percy osunęła się na kolana.Okulary spadły jej ztwarzy i wylądowały gdzieś w fałdach sukni.- Panno Parker?! - zawołał profesor Rychman.Jak przez mgłę ujrzała, że zrywa się zza biurka i biegnie do niej.Zmuszona przez siłę, która nią owładnęła, zaczęła mówić głosem niecałkiem własnym, po grecku.- Nie.Będę tęsknić za morzem - upierała się, spoglądając ze strachem nawejście do jaskini i znowu odwracając się w stronę brzegu.- Słyszę płacz.Kto to płacze?- To ty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]