[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wyszła za pana Duncana Moncrieffa.- Mary zniżyłagłos.- Rodzina się burzyła, że on nie ichni, jeśli pan rozumie, co chcę powiedzieć.Jack zastrzygł uszami.- Prawdę powiedziawszy, nie rozumiem.Dlaczego się im nie podobał?- A dlatego, że niby gorszego stanu.Był bogaty, statki w Glasgow budował, a tu same pany pomajątkach siedzący, z dziada pradziada na swoich włościach.- Mary pokiwała głową napotwierdzenie własnych słów.- Przemówiwszy się ze starszym panem, sir Thomasem znaczy się, jakz Dunbaru pojechał, tak więcej jego noga tam nie postała.Sir Thomas w oczy mu powiedział, że jegosiostra nie dla takiego.Obydwoje precz pojechali, za granicą mieszkali.Jak sir Thomas umarł starymkawalerem, lady Elspeth Dunbar odziedziczyła.Wtedy już wdową była po Moncrieffie.Jak ten czasucieka.- Mary westchnęła i podsunęła Jackowi porcję szarlotki ze śmietaną.- Jakby to wczoraj było.- Tak, czas ucieka - przytaknął Jack ze smutkiem w głosie.Gdyby Lucy żyła, gdyby urodziło siędziecko.Nie dokończył myśli.- Mieli dzieci?- Dziewuszkę.Panienkę Indię.- India.Niezwykłe imię.- Bo widzi pan, tam lady Elspeth na świat przyszła.Sir William, jej ojciec, przy wojsku w Indiachsłużył.50DROGA KU PRZEZNACZENIUIndia musi mieć teraz jakie dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć lat.Jack zaczynał rozumieć, dlaczego Serena tak lekceważąco odnosi się do siostry i dlaczego to onabędzie dziedziczką Dunbaru.Nic dziwnego, że w 1776 roku jan-kescy chłopcy wzięli sprawy w swojeręce i ogłosili Deklarację Niepodległości.Dla niego, Amerykanina, zdobywanie majątku,, wznoszenie się od zera do milionera, świadczyło osile, energii i możliwościach człowieka.Nie pojmował, jak można kogoś skazać na ostracyzm tylkodlatego, że należy do niższej" klasy.To jakieś przesądy, ludzie z końca dwudziestego wieku nie powinni tak myśleć, a Mary należy dowymierającego gatunku.Diana i Peter nie byli przecież ani trochę snobami, nie mieli ograniczonychhoryzontów.Ale kto wie, jak by zareagowali, gdyby któraś z córek postanowiła wyjść za mąż zaczłowieka spoza ich sfery".- Proszę opowiedzieć mi coś więcej o Dunbarach.Mieszkają tu od zawsze, prawda?- Odkąd ludzka pamięć sięga.Tak samo Kinnairdo-wie.Powiadają, że sir Jamie Kinnaird.- Ale Dunbarowie to starszy ród? - Jack natychmiast pożałował nierozważnych słów.Maleńka MaryMacClean wyprostowała się i dumnie spojrzała mu w oczy.- W naszych stronach nie ma starszego od Kinnair-dów.Wiadoma rzecz, że Kinnaird przeciwkoAnglikowi z naszym królem Robertem stawał, a i on nie pierwszy był z rodu.* Robert I de Bruce - 1274-1329 r., król Szkocji od 1306 r., wybitny wódz i znakomity polityk.Dzięki wspaniałemu zwycięstwu pod Bannockburn (1314) wyzwoli! Szkocję od dominacjiangielskiej (przyp.red.).Fiona Hood-Stewart51- Oczywiście, Peter mi o tym opowiadał.Teraz sobie przypominam - skłamał Jack.- A jak idzie o familię lady Diany, to tak dawno tu siedzą, że pamięć nie sięga.- Mary wyrazniezapaliła się do tematu.- Dunbarowie to stary ród, ale Kinnairdów starszy.- Ton jej głosu niepozostawiał miejsca na żadne wątpliwości.- Prawda, Rob Dunbar poszedł walczyć za MłodegoPretendenta w czterdziestym piątym, chociaż reszta Dunbarów za broń nie chwyciła, Niemca uznała.- Bardzo interesujące, pani MacClean.A pani szarlotką i Bonnie Prince Charles by nie pogardził.-Uśmiechnął się szeroko, usiłując wkraść się na powrót w łaski gospodyni.- Pochlebstwa, pochlebstwa.Tyle pan jezdzi po świecie, to nie takie rzeczy jadał.- Może i nie takie, pani MacClean, ale nie takie dobre jak pani szarlotka.Gospodyni aż zatrzęsła się od śmiechu i zaraz zamilkła, nasłuchując.- Jakbym samochód słyszała.Kto to może być o tej godzinie? Wyjdę zobaczyć.A pan niech jepudding.- Pójdę z panią.Właściwie już skończyłem.- Jack odłożył serwetkę i wstał.Nie mógł przecież puścićMary samej.- Niech pan siedzi, toż nic mi się nie stanie.U nas ludzie spokojni, to nie Ameryka - powiedziała ześmiechem.Ledwie skończyła, rozległo się pukanie do drzwi kuchennych.- Dziękuję za doskonałą kolację, pani MacClean.Jack przeszedł do gabinetu Petera.Usiadł zabiurkiem,odgarnął na bok jakieś dokumenty i ulotki, zrobił trochę52DROGA KU PRZEZNACZENIUmiejsca dla siebie, omiótł spojrzeniem pokój pełen książek, starej broni, rodzinnych pamiątek.Peterma kolekcjonerskiego bzika, pomyślał z uśmiechem.Nagle przypomniał sobie ich wspólny wieczór, przed pięciu łaty, w Hongkongu.Siedzieli w barzehotelowym i opijali przystąpienie do spółki.Polubili się od pierwszej chwili.Jacka ujęłabezpośredniość Petera, poczucie obowiązku, rzetelność w pracy.Emerytowany oficer dyscyplinę miałwe krwi.Intuicja mówiła Jackowi, że ma do czynienia z człowiekiem na wskroś uczciwym, i czaspotwierdził tę ocenę.Nalał sobie kilka kropli brandy, wyjął cygaro i zanurzył jego koniuszek w bursztynowym alkoholu,jak to robią Kubańczycy, i dopiero potem zapalił.Zapatrzony w unoszącą się smużkę dymu, Jackprzypomniał sobie kolację u Gaddiego i dziwną atmosferę tamtego wieczoru.I on, i Peter byli bardziejprzygaszeni niż rozemocjo-nowani.Obaj mieli świadomość, że zaczynają nowy rozdział.W pewnymmomencie Peter zaproponował:- Może odwiedziłbyś nas w Dalkirku, Jack? Spodoba ci się Szkocja.Jest gdzie polować i wędkować.Poznasz Dianę i dziewczynki.Gwałtownie pchnięte drzwi oderwały Jacka od wspomnień.W pokoju pojawiła się Chloe, pięknasiostra Diany.W długim futrze z soboli wyglądała jak Królowa Zniegu.- Cześć, jankesie.Nie wiedziałam, że tu jesteś.Rzuciła wielką skórzaną torbę Vuittona na fotel, zdjęłafutro i podeszła uściskać Jacka.- Co cię sprowadza? - zapytał, przyglądając się jej z rozbawieniem.Niska, ciemnowłosa, żywa, oroziskrzonych oczach, zawsze roześmiana, z zadziorną miną.Kró-Fiona Hood-Stewart53Iowa Zniegu zniknęła, pojawił się wesoły skrzat, pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]