[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kajże idą? zdumiewają się rycerze. Szukać zaginionych chrześcijan objaśnia opat kreśląc znak krzyża nad wychodzącymi.Cwała kiwa głową z zadowoleniem, rad widząc taką dbałość o swe mienie, lecz pozostali litują się nadmnichami.- Tamtych nie znajdą, sami żywota zbędą. Scierciała żupana Sukki z wolnych był, dobrych wojaków, ale Oświętowe to proste chłopy.Szkoda braci w tę oćme posyłać. Temu szkoda, co żadnego nie utracił " odcina zgryzliwie Cwała. A nie, to samo bym gadał, choćby i moje przepadły. Nie swarzcie się, panowie uspokaja przeor. Ratować, zbłądzonych nasza to służba, dlaktórej tenci klasztor zbudowano.Zaś czy nobila, czy chłop, zarówno nam jest, po wszystkichjednako odkupił Pan nasz Jezus Chrystus Przenajświętszą swoją Krwią.' % *";"Urażone milczenie zalega po tym nieoczekiwanym wyją-" śnieniu.Odymaiąc wzgardliwie ustarycerze gorlą się wewnątrz, wspominając w duchu wszystkie długoletnie urazy żywione dozakonników, do duchowieństwa w ogóle.Nobila czy sługa, zarówno mu jest.Ej, mnichu!Poznałbyś, co to uchybiać rycerzom, żeby nie to, żeś im żywota zratował!Rozumiejąc, jako żadną miarą nie Iza teraz swej krzywdy dochodzić, milczą wielmoże dorzucającjeno w sercu nową zadziorę do poprzednich, zadawnionych.Nie życząc sobie przemawiać doobelżywca kładą się na ławach lub wprost na polepie, ramię podtykając pod głową.Wprędce senmorzystrudzonych.Rozgłośne pańskie chrapanie wlewa się w odgłosy burzy.Pośrodku izby chodzi opat samojeden.Dorzuca drew do ognia, odmawia cierpliwie nakazane przezGrzegorza VII piętnaście psalmów, za króla, za księcia, za grzeszników, za pogan.W przerwachnasłuchuje wichru, co zda się cichnąć chwilami, by wnet wybuchnąć na nowo.Niskie kamiennedomostwo chwieje się, rzekłbyś, jak arka na wodzie.Znieg wali w ściany, w dach niby taranem.Coparę pacierzy nagły poryw zamieci wpada przez komin, rozrzucając skry i popiół poza palenisko.Szatańska noc! Czy trzej wysłani powrócą? Czy nie zginęli już", równie jak tamci, których szliratować?Wiązania dachu trzeszczały i opat pomyślał, że pogańska nazwa góry, przywodząca pamięci obrzydłerozpustnego bożka Jowisza, snadno może rozzuchwalić diabelskie natarcia.Trzeba by ją zmienić corychlej na chrześcijańskie, opiekuńcze miano.Lecz jakie? Któremu ze świętych oddać przełęcz iklasztor w szczególną pieczę? Zwięty Leonardzie, poradz!Drzwi skrzypnęły.Brat Mamert, stróżujący z pochodnią przed domem, wsunął się do izby. " Ogrzać się kapkę przyszedłem, bo już od zimna nie mogę.Opat spojrzał nań przeciągle. Pogrzej się, bracie, owszem.Jeno daj mi pochodnię, ano postróżuję tę godzinkę, zanim brat Placydcię zmieni.Brat Mamert porwał się jak oparzony i bez słowa wyskoczył na dwór machając kolisto pochodnią, bysię rozżarzyła.Opat podjął swoją wędrówkę w skos i wzdłuż komnaty, stąpając uważnie, żebyśpiących nie potrącić.Spoglądał na drzwi, za którymi znikł brat Mamert, powtarzając z cicha:.Bo chocia żywiemy, Panu żywiemy, chocia umieramy, Panu umieramy.Przeto czy żywiemy, czyumieramy, Pańscy jesteśmy."Wicher skowyczał w kominie jak pies, i zatopiony w modlitwie człowiek przypomniał sobie nagle, niewiedzieć czemu, że przejeżdżający tędy niedawno baron de Retz' opowiadał, jako wyuczył sobieprzednio psy do tropienia ludzi..By się jucha na drzewo schował, przez wodę przepłynął, w naj-gęstsze chaszcze zaszył, wszędy go bestie znajdą i rozedrą.Słuszna kara na biegunów, co prawegopana opuszczają." opowiadał chełpliwie.Przypominając sobie teraz srogie, czerwone lico pana deRetz, opat pomyślał, że zdałyby się w klasztorze psy tropiące ludzi, jeno nie na zgubę ich, leczna pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]