[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele ci dać na podróż nie mogę, ale artystaobejdzie się małym: wyznaczę ci pensyjkę i na podróż pieniądze, przysyłaj miroboty swoje, prócz tego, dodał cicho, nie masz tu podobno przyjaciół.Jan w uniesieniu radości po wtóre upadł do nóg królowi i rozpłakał się w zbytkuniespodzianego szczęścia.W kilka dni potem opatrzony w pieniądze, paszport,listy polecające, napisawszy kilka słów dla pocieszenia matki, Rugpiutis dążyłjuż do wrót nieśmiertelnego Rzymu.Wyjazd jego z Warszawy zaćmił siębolesnym wypadkiem: towarzysz Jana poczciwy Feliks znękany, zrozpaczony, igwałtowną chorobą rzucony o łoże, podał mu na pożegnanie dłoń zimną, któraw ręku jego skrzepła na wieki! Kilka rozpoczętych płócien, teka rysunkówpełnych energii i niezwykłego ognia; wspomnienie w jednym sercu prędkozatrzeć się mające: oto co po nim zostało. "Witaj ziemio! Grecji dziedziczko, ojczyzno odrodzonej sztuki, matkowielkich artystów, których wykarmiłaś na ruinach starą myślą umarłego świata,których wykołysałaś glosami nadziemskimi przeszłości, witaj Italio! witajRoma!." wołał Jan ze wzruszeniem wstępując na odwieczną drogę, na którejczuł raczej niż widział ślady rzymskich wozów, ujrzawszy starą naddrożnąkolumnę, jednę z tych co olbrzymie drogi olbrzymiego państwa rozmierzały.Z podwójnym uczuciem chrześcijanina i artysty pokłonił się wielkiej ruinie izamyślił nad nią głęboko.Nigdzie tak żywo nie mówi przeszłość jak na tymgrobowcu.A dla Jana grobowiec rzymski był także kolebką.Tu wykołysała sięna falach krwi męczeńskiej wiara Chrystusowa, nowa religia, nowe prawo dlaświata.Sztuka starożytnych na chwilę zapomniana, ustąpiła w jego umyślemiejsca katakumbom o nieforemnych symbolicznych postaciach i podaniom zpierwszych heroicznych chrześcijaństwa wieków.Wzruszenie, w którymniepojętym sposobem mieszały się wiara i sztuka, opanowało serce jego.Janbowiem pomimo zaniedbanego wychowania, przejął od matki, wyssał zmlekiem głębokie, silne uczucie religijne, dotąd niestarte i nieosłabione niczym.On wierzył sercem, a głowa jeszcze u niego serca słuchała.Wszystko tu przemawiało do niego, a pierwsze dni w Rzymie spędzone, niepogański świat, nie sztuka jego wspaniała i podziwu godna, ale pamiątekchrześcijańskich i świętych miejsc obejrzenie zajęło.W kościele świętegoPiotra, u świętego Stanisława del Polacchi, u Jana świętego, na Lateranie uMaryi większej, u Maryi Anielskiej, u świętego Piotra in vincoli, modlił sięnaprzód jako pielgrzym, posyłając w modlitwie westchnienie za matką.Ochłonąwszy dopiero z tego pierwszego uczucia wyłącznego w początku, Janpoczuł się artystą, pomyślał, że jako artysta nie jako pielgrzym tu przywędrował.A arcydzieła sztuki z kolei silnie go pociągnęły ku sobie.Przygotowany dowidzenia ich i ocenienia przez Batraniego, nie zaraz jednak potrafił wielkość ipiękność ich uczuć, rozeznać.Ze sztuką jak z wszystkim innym na świecie, potrzeba wyrobić w sobie smakróżnostronny, pojęcie szerokie jej całości, aby wszystkie objawy tak rozmaitegeniuszu ludzkiego zrozumieć, aby przez uwielbienie dla jednych nie stać sięniesprawiedliwym dla drugich.Mało jest ludzi co by razem rysunek, liniąboskiego Rafaela, wyraz naiwny starych mistrzów, potęgę Michała-Anioła,koloryt uroczy szkoły weneckiej, wdzięk Albana pojąć i uczuć umieli, niewyłączając jednego przez cześć dla drugiego, nie stając się niesprawiedliwymidla którego z tych wielkich, w swoim każdy rodzaju, mistrzów.Jan też w początku nie uczuł całej wielkości, arcydzielności tworów, którespotykał, błądził od jednych do drugich i tysiącem sprzeczności rozmarzony,niepewien co wybrać i kogo słuchać, był jakby wśród wrzawy stu pięknychgłosów, co by każdy inaczej śpiewały.Każdy w początku tego doznaje, kto niema wielostronnego uczucia w sztuce i wyrobionego wyższego o niej pojęcia;pózniej, najczęściej jeden mistrz najsilniej do organizacji, temperamentu,wykształcenia przemawiający, staje się wybranym i uwielbionym koszteminnych.Jego stawimy na czele gmachu, a resztę pod nogami bohatera.Lecz jest li to sądsprawiedliwy, sąd jakim on być powinien? Nie jest to po prostu ślepezamiłowanie siebie w drugim.Ledwie prawdziwie wyżsi nim się niezadowolniają: pracują nad sobą, aby umysł potrzebny do pojęcia zakrytych impiękności wyrobili w sobie, i dochodzą do tego pracą, żądzą i wolą niezłomną.Jan długo błądził od obrazu do obrazu, od posągu do posągu, zapytując siebie:Co jest prawdą dla sztuki? czy linia, czy barwa, czy wyraz, czy wdzięk, czy siła?Każde dzieło inaczej mu na to wielkie pytanie odpowiadało; żadnego nie znalazłco by wszystkie pojedyncze warunki sztuki skupiło w jednym i równie dobitniezadość im czyniło.Tu dopiero pojął on co jest ideałem, tym odwiecznymwzorem boskiego Platona, na który ma się mistrz tworząc zapatrywać.Ideał jestto właśnie owo dzieło niestworzone, niezrealizowane, które tłumacząc iwcielając niedoskonale, zawsze zbyt w jednę stronę pochylamy, ze szkodącałości.Ideał, to dzieło energii Michała Anioła, linii wdzięcznych Rafaela,wyrazu Fiesole, kolorytu Tycjana, żywotności Rubensa, wdzięku Guidów iAlbanów: ideał, to nadziemska doskonałość wiążąca w sobie wszystkie ziemskiedoskonałostki niekompletne, ułomne.Oddać sprawiedliwość, pojąć, ocenić każdego z wielkich twórców arcydzieł: otonad czym Jan silił się naprzód nim zasiadł do pracy.Błądził po galeriach imuzeach, godziny całymi siedział u posągów i obrazów aby z nich myśl twórcyprzeczytać.Im mniej sympatycznym było dla niego arcydzieło, tym usilniejstarał się zjednoczyć w nim z myślą artysty.W ten sposób dopełniał braki wswej organizacji, rozwijał w sobie zamarłe w zarodzie siły.Po długich godzinach wpatrywania się w dzieło, świtała z niego zakrytawprzódy myśl powolnie, aż otoczyła pierwej mglisty twór, blaski swymi.Jaśniałmu on; czytał jego znaczenie, jego dzielność pojmował; pochylał głowę, czuł wduszy iż mu nowy zmysł przybył, nowe uczucie w sercu.Słowo jednej zagadki,rozwiązywało krocie drugich.Tak spłynęły pierwsze dni pobytu w Rzymie, pierwsze tygodnie całe, napróżniaczej powiedziałbyś może wędrówce, która przecież chwilą w życiu Janaważną i dla rozwoju duszy jego stanowczą była.Artyści jak Jan z daleka, zFrancji, Niemiec, Holandii, Anglii i innych stron świata przybyli do Rzymu dlanauki, poglądali na tego obcego przybysza z podziwieniem i szyderstwem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]