[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprzód nic w nim już nie pozostało z kleryka, wąsa pokręcał, a suknie miał pospolitymkrojem ówczesnym polskim, jak z igły, niesmacznie dobrane, ale jaskrawe i bijące w oczy.Strój ten brzydszym go czynił, niż był nosząc strój dawny, ale z twarzy widać było, że alboon, albo szczęśliwsze okoliczności Przeborowi dodały odwagi i swobody w obejściu się zludzmi.Siedział w gromadzie szlachty dosyć krzykliwie rozprawiającej, której zdawał sięprzewodzić.Zobaczywszy Witkego, nie zważając na towarzyszów porwał się żywo bardzo pan Aukasz ipodbiegł ku niemu.Sasowi to spotkanie wcale przyjemnym nie było.Nie życzył sobie, aby gotu jako adherenta Augustowego palcami wytykano.Szczęściem Przebor się musiał tegodomyśleć i z krzywym uśmieszkiem a okazem radości wielkiej pozdrowił go jako Szlązaka.Szlachta siedząca u stołu, której pan Aukasz coś szepnął, znadz już tu długo biesiadująca, bolica miała pałające i próżnych flaszek dosyć przed nią stało, ruszyła się od stołu i rozchodzićzaczęła; Przebor pozostał.Witke, zająwszy miejsce u opróżnionego stolika, kazał podać butelkę wina i dwie szklanki, bowiedział, że Przebor, choć już nie spragniony, nie odmówi zaproszeniu.Ciekawość nadzwyczaj podniecona z oczów mu tryskała.Na żywego Boga - zawołał - co waćpan tu porabiasz? Prędzej bym się był dzisiaj spodziewałwidzieć nie wiem kogo niżeli was!Witke miał czas się namyśleć nad odpowiedzią.Prosta rzecz - rzekł kupiec - jestem, mówiłem waćpanu, że tu handel założyć myślę,przybyłem się rozpatrzyć.Przebor głęboko wlepił w niego oczy.No i cóż? - zapytał.Nic jeszcze nie wiem - obojętnie dosyć odparł Witke.Byłem w Krakowie, ale to bodaj umarłemiasto, które tylko może na krótką chwilę odżyje, a Warszawę lepiej poznać potrzebuję.I dodał z umyślnym przekąsem: Czego macie dosyć, to błota.Rozśmiał się pan Aukasz.W jesieni? Cóż to za dziw? - rzekł nieco urażony.Zresztą, inna torzecz miasto niemieckie, a polskie, my do fatałaszek ceny nie przywiązujemy.Machnął ręką.Cóż u was słychać? - ciągnął dalej.Po mojej ucieczce czy pani Przebendowska wdziałaprzynajmniej żałobę?Rozśmiał się bardzo głośno, aż się po izbie rozległo.Co się mnie tyczy - dodał - jak widzicie, sutannę wyrzuciłem za płot i powróciłem doswobody szabelkę, jak przy stało, przypasawszy.Pokręcił niezbyt wyrosłego wąsika.No i ze złości na Przebendowskich - rzekł - przerzuciłem się do contistów, którym służę.Rzucił okiem na Witkego, ale ten ani podziwienia, ani żalu nie okazując, szeptał tylko:A jakże się powodzi?Mam najlepsze nadzieje.Poznałem już wiele osób, obiecują mi dosyć; nasz Conti nie takbezpiecznym jest, jak się może wydaje, i tylko co go nie widać w Gdańsku, gdzie z ogromnąflotą i znaczną ma wylądować siłą, a tam też już niemałe na niego poczty oczekują.Mamy zsobą prymasa, a ten jeden za dziesięć regimentów zaważy.Rzekłszy to poczekał trochę Przebor, azali się jakiej odpowiedzi nie doczeka, ale Witke munalał szklankę opróżnioną i ramionami tylko poruszył.Po krótkim milczeniu dopiero Sas się odezwał:Jak to dobrze, żem was spotkał i informacji zasięgnął, okazuje się bowiem, że ja tu nie będęmiał co robić i nie potrzebuję wina sprzedawać, gdy Francuzi zawczasu już swoich mają.I ręką pokazał na izbę, w której się znajdowali.A tak! - rozśmiał się Przebor.Gospodarzem tu Renard jest i bodaj nie od dzisiaj.Nie wiem,ojciec jego czy dziad za królowej Marii Ludwiki tu się osiedlił.Handel mu idzie dobrze,człowiek stateczny, jejmość jeszcze wcale przystojna, a była bardzo piękna.Córeczka zaś.-mówiąc to potrącił łokciem Witkego i wskazał na drzwi.Stała w nich właśnie ta, o której mówił.Było to dziecię jeszcze, ale tak przedziwnej piękności i wielkiego wdzięku, tak zachwycające,że od niego oczu oderwać nie było można.Wszyscy goście, gdy się ukazała mała Henrietka,obrócili się ku niej, patrząc jak w obraz cudowny.Dziewczyna śmiała, bo od dzieciństwa do obcych nawykła, z zalotnością nad wiek swój,uśmiechała się swoim wielbicielom.Widać z niej było, że rodzice kochać ją i pieścić musieli,bo z niezmierną elegancją ustrojona, miała nawet od rana klejnociki na sobie i pyszniła sięnimi i sobą.Tak pięknego dziecka, gdyż Henrietka więcej nad lat dziesiątek nie liczyła,trudno było znalezć nie tylko w pospolitej winiarni, ale i po pańskich pałacach.Witke, który dzieci lubił, a i pięknymi twarzyczkami w ogóle nie pogardzał, patrzałwidocznie zachwycony.Dziewczę z włosami ciemnymi, w puklach puszczonymi na ramiona, w różowej z białymsukience krótkiej, w bucikach na czerwonych korkach, ze swą twarzyczką ślicznego owalu irysów delikatnych było jakby do malowania!Przebor, znajomy już, uśmiechnął się jej, oczarowany.A co to będzie, gdy ten cudowny kwiatek rozwinie się całkiem, toć pański kąsek, ale w takiejwiniarni, gdzie wszelkiej młodzieży zawsze bywa pełno.Westchnął i nie dokończył.Wyszła w tej chwili, wystrojona również, matka Henrietki, niemal tak piękna jak ona, ale jużdrugiej młodości jejmość, zażywna i otyła, i pochyliła się ku dziecięciu i nieco opierające sięodebrała ciekawym oczom, uprowadzając z sobą.Pan Aukasz, który już wprzódy był podochocony, a tęgim winem Witkego bardziej jeszczegłowę sobie zawrócił, pochylił się przez stół do kupca i gwarzyć począł, co mu ślina do ustprzyniosła.Ja tak dobrze jak na służbie jestem u prymasa - mówił otwarcie - skorzystałem z tego, żemprzy tej Przebendowskiej wisiał.W wielu rzeczach mogłem ich objaśnić, a co mnie wasz Sasobchodzi? Zobaczymy, jak się rzeczy obrócą, juści to nie może być, ażeby Francuzi mniej odjednego kurfirsta saskiego mieli pieniędzy, ale jakoś dotąd ich nie widać, a saskie talarykursują gęsto.Prymas się skarży, że mu one ludzi co dzień odciągają.Che che, ja bym i zaniego samego nie ręczył!Witke się uśmiechnął.Tak sądzicie? - zapytał na pozór obojętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]