[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miejmy to już za sobą - powiedziałi uruchomił silnik.- Tylko ostrzegam, że pierwszy raz mam na nogach szpilki.W każdej chwilimogę się przewrócić i zbić coś cennego.- Będę cię trzymał z daleka od łatwo tłukących się przedmiotów - zapewnił ześmiechem.- Jeśli będzie możliwość, chętnie gdzieś przesiedzę całe przyjęcie.- Zobaczymy, co da się zrobić, ale obawiam się, że nie będzie takiej okazji,szczególnie na koktajlu powitalnym.- Na czym? - zapytałam zbita z tropu i zawstydzona swoją niewiedzą.- Wybacz, zapomniałem, że to twój pierwszy raz.Przyjęcie, na którympojawimy się z moimi rodzicami, zacznie się od koktajlu, a potem wszyscyrazem udamy się na kolację.- Oni wiedzą, że będziesz ze mną? - Nagle obleciał mnie strach, że pojawię siętam niespodziewanie.- Oczywiście.Pewnie będą cię przedstawiać znajomym jako mojądziewczynę.Postaram się ich poprawiać, ale.- westchnął zrezygnowany -wiesz, jak to jest.Przepraszam.- Nie ma sprawy - szepnęłam, kolejny raz czerwieniąc się po uszyGospodarzami wieczoru są państwo Jacobsowie, to oni już w progu będą witaćwszystkich gości.Myślę, że w sumie pojawi się jakieś dwadzieścia osób, więcnie powinno być tragedii -oznajmił.Tylko dwadzieścia osób? To oznaczało, że przede mną dwadzieścia imion dozapamiętania, dwadzieścia rąk do uściśnięcia, dwadzieścia nic nieznaczącychpogawędek.Jakoś nie podnosiło mnie to na duchu.Evan przybliżył mi planowany przebieg wieczoru i zapoznał % obowiązującąetykietą.- Mam nadzieję, że uda nam się wymknąć zaraz po kolacji.Skłamię, że mamybilety na jakieś przedstawienie czy coś.Po prostu potwierdzaj wszystko, copowiem.Zgoda?- Zgoda.Wyglądało, że będzie to coś więcej niż zwykle jedzenie kolacji ipowierzchowna konwersacja z nieznajomymi.Czekało mnie otarcie się o światEvana.Zastanawiałam tylko, jak bardzo do niego nie pasuję.- Dziękuję, że to dla mnie robisz - powiedział, zerkając w moją stronę znadkierownicy.- Po tym wieczorze będę ci wiele zawdzięczał.- Myślę, że ja także będę miała dług wobec ciebie.- Powiesz to, jak już będzie po wszystkim.Kilka minut pózniej Evanwyciągnął telefon.- Cześć, mamo, właśnie dojeżdżamy - powiedział, po czym zamilkł na chwilę.- Dobra, chyba was widzę.Rozumiem, będę jechać za wami.Przed nami dostrzegłam stojącego na poboczu dużego czarnego mercedesa.Kiedy zbliżyliśmy się do niego, Evan zwolnił i pozwolił mu wjechać przed nas.Z pewnością byli to jego rodzice.Ruszyliśmy za nimi, a wkrótce potemwjechaliśmy na podjazd, do którego prowadziła otwarta na oścież ozdobnabrama z kutego żelaza, umocowana na dwóch wysokich słupach.Przejechaliśmydługim, krętym traktem, po którego obu stronach ustawiono pięknie zdobione,żeliwne, zabytkowe latarnie.Niebawem naszym oczom ukazała się imponującarezydencja z białego kamienia.Fasada posiadłości była tak oświetlona, że iluminacja w pełni podkreślałaokazałość budynku.Wyglądało na to, że wewnątrz znajdują się dwa piętraokolone ogromnymi łukowymi oknami, przez które zza grubych kotarprzesączało się ciepłe światło.Na gazonach prezentowały się idealnie przycięteżywopłoty, sam zaś trawnik, równo przystrzyżony i otoczony kamiennym mur-kiem, wznosił się lekko od strony domu.Głośno przełknęłam ślinę, kiedy zdałam sobie sprawę, że trafiłam nawet niedo zupełnie obcego świata, lecz do innego wymiaru.Nerwowo rzuciłam okiemna Evana.-Spokojnie.Zanim zdążysz się obejrzeć, już będzie po wszystkim - pocieszyłmnie z uśmiechem.Wjechaliśmy na okrągły podjazd, gdzie powitał nas mężczyzna ubrany wczarny garnitur z muchą.Otworzył drzwi od strony kierowcy.-Zostań na swoim miejscu - powiedział dyskretnie Evan, zanim wyszedł zsamochodu.- Zaraz do ciebie podejdę.Właściwie wcale nie miałam ochoty wychodzić.Evan okrąży! samochód odtyłu i otworzył drzwi z mojej strony.Podał mi rękę.W normalnej sytuacjispojrzałabym na niego jak na dziwaka, jednak mając na uwadze swoje wysokieobcasy, z radością przyjęłam pomoc.Przy schodkach prowadzących do wejściaczekali już jego rodzice.Matka Evana wyglądała dosłownie olśniewająco, z krótko przyciętymi blondwłosami i jasnoniebieskimi oczyma.Miała na sobie futrzany płaszcz i taką ilośćdiamentów, jakiej nigdy w życiu nie widziałam na jednej osobie.Byłaobdarzona subtelnymi, łagodnymi rysami twarzy i bardzo szczupłą figurą,czyniącą z niej wręcz kruchą kobietę.W ręku ściskała małą czarną torebkęinkrustowaną kolejnymi błyskotkami.W przeciwieństwie do niej pan Mathews był człowiekiem wręcz posągowym.Choć wyższy od swojego syna, rysy twarzy miał niemal identyczne.Jego głowę,tak jak u Evana, pokrywały jasnobrązowe włosy, a oczy miały stalowobłękitnyodcień.Twarz była kanciasta i poważna.Pan Mathews stał w długim czarnympłaszczu nałożonym na smoking.Zanim do nich podeszłam, wzięłam głęboki oddech.Kiedy mnieprzedstawiano, starałam uśmiechać się najserdeczniej, jak tylko potrafiłam.- Vivian i Stuarcie Mathews, to jest.-.Emily Thomas - dokończyła Vivian, wyciągając rękę.Próbowałam ukryć zdumienie po tym, jak obca osoba zwróciła się do mnieimieniem Emily.- Bardzo miło mi panią poznać - powiedziałam, ścisnąwszy jej delikatną dłoń.Stuart stał nieporuszony, z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia, jakby wcalenie spieszyło mu się, żeby zawrzeć ze mną znajomość.I chyba zapomniał opodaniu ręki.- Jesteś taka urocza - odezwała się Vivian.- Jeszcze nigdy nie mieliśmy okazjipoznać żadnej dziewczyny Evana.Zaczęło się.Moje serce zabiło mocniej, a na twarz wystąpiły rumieńce.Evanprzewrócił oczami.- Mamo, przecież spotkałaś Beth, nie pamiętasz już? - poprawił jązniecierpliwionym tonem.- Widziałam ją może przez sekundę, kiedy wychodziliście z domu - odparłajego zarzut.- Tak czy owak, bardzo mi miło, Emily.Wejdziemy do środka?Roztaczała wokół siebie taką atmosferę czaru i dostojeństwa, że czułam sięprzy niej jak ostatnia niezdara.Natychmiast się wyprostowałam, myśląc tylko otym, żeby się nie przewrócić.Zerknęłam przelotnie na Evana, kiedy zbliżaliśmysię do pierwszego stopnia wykutych w kamieniu schodów.Były tylko trzy, aledla mnie stanowiły przeszkodę prawie nie do pokonania.Evan podał mi prawe ramię, na którym mogłam się wesprzeć, a moja uwagaskupiła się tylko na pojedynczych stopniach.Nie wiem, czy podczas tejwspinaczki w ogóle oddychałam.Jego rodzice płynnie poruszali się przed nami,ja tymczasem ostrożnie stawiałam każdy krok, powoli, jeden za drugim.Naszczycie znajdowały się potężne drewniane drzwi, które otworzyły się, kiedytylko Vivian i Stuart się do nich zbliżyli.Zanim weszli, przystanęli i poczekalina nas.- Stuarcie, Vivian - odezwały się śpiewne głosy mężczyzny i kobiety.-Witajcie, jak cudownie znowu was widzieć.- Mathewsowie zostali powitani,najpewniej przez państwa Jacobsów, krótkim uściskiem, pocałunkiem wpowietrzu i potrząśnięciem dłoni.- Evelyn, Maxwell, pamiętacie naszego młodszego syna Eva-na, prawda? -zaanonsowała nas Vivian, odsuwając się nieco, by zrobić nam miejsce.- Ależ naturalnie.- Pan Jacobs podał Evanowi rękę.- A to jego dziewczyna, Emily Thomas.- Wskazała na mnie.Uśmiechnęłam się grzecznie.- Dziękuję, że przyszliście - ucieszyła się pani Jacobs i ujęła moją prawą rękęw swoje dwie zimne, ale delikatne dłonie.- Dziękuję za zaproszenie - odparłam.Evan pomógł mi ściągnąć płaszcz i wręczył go eleganckiemu, pełnemudystynkcji mężczyznie w smokingu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]