[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał w ręce niebieskąkulę.Wbiegł przez drzwi i rzucił nią, panie.To był chłopiec, ciemnowłosy,trochę ode mnie starszy, panie.Szczupły, w ciemnym ubraniu, chyba wpłaszczu.Nie widziałem, co się z nim stało po tym, jak nią rzucił.To była kula\ywiołów, jestem pewien, panie, mała kula.Dlatego nie musiał być magiem,\eby ją roztrzaskać.Nathaniel przerwał, by zaczerpnąć oddechu.Nagłe uświadomił sobie, \eprzepełniony zapałem zdradził się, \e zna się na magii lepiej, ni\ mo\e znaćsię uczeń, który jeszcze nie przyzwał swojego pierwszego moulera.Ale chybaani Underwood, ani \aden z pozostałych magów tego nie spostrzegli.Chwilępotrwało, nim dotarło do nich, co mówił, potem odwrócili się od niego izaczęli się przekrzykiwać, wyrzucając słowa z szybkością karabinumaszynowego.Jeden drugiemu nie dawał dojść do głosu, pragnąc jaknajszybciej podzielić się swoją teorią.- To musiał być ruch oporu, ale czy oni są magami, czy nie? Zawszemówiłem.- Underwood, ty zajmujesz się sprawami wewnętrznymi.Czy zareje-strowano jakieś kradzie\e kul \ywiołów? Jeśli tak, to co, do diabła, zrobiono wtej sprawie?- Nie mogę powiedzieć, to tajne.- Człowieku, przestań mamrotać w resztki brody.Mamy prawo wiedzieć!- Panie, panowie.- głos był cichy, jednak skutek odniósł natychmiastowy.Wszyscy zamilkli, głowy się odwróciły.Podszedł do nich Simon Lovelace.Był ju\ uczesany.Gdyby nie rozbite okulary i posiniaczone czoło, wyglądałbytak elegancko jak zwykle.Nathaniel poczuł suchość w ustach.Lovelace przyjrzał się zgromadzonym swoimi bystrymi, ciemnymi oczyma.- Proszę, nie napadajcie na biednego Arthura - powiedział i uśmiechnął się.-Biedak nie ponosi odpowiedzialności za ów akt przemocy.Wygląda na to, \enapastnik wszedł od strony rzeki.Jakiś czarnobrody mę\czyzna wskazał Nathaniela.- Właśnie tak mówił chłopak.Ciemne oczy bacznie przyjrzały się dzieciakowi, powieki lekko uniosły się zuznaniem.- Młody Underwood.Widziałeś go, prawda?158Nathaniel przytaknął w milczeniu.- Bystry jesteś, jak zwykle.Underwood, czy on ju\ ma imię?- Ekhm.Tak.John Mandrake.Zatwierdziłem je oficjalnie.- Zwietnie, John - mag nie odrywał od niego wzroku.- Nale\ą ci sięgratulacje.Do tej pory nikt, z kim rozmawiałem, nie przyjrzał się napast-nikowi.W swoim czasie policja mo\e zechcieć, byś zło\ył zeznania.Nathaniel odezwał się z trudem.- Tak, panie.Lovelace zwrócił się ku pozostałym.- Napastnik zostawił pod tarasem łódkę, wspiął się po nadbrze\u i podciąłgardło stra\nikowi.Nie ma ciała, ale są ślady krwi, więc pewnie wrzucił trupado Tamizy i sam po ataku równie\ skoczył do wody.Dał się ponieść nurtowi imo\e utonął.Czarnobrody mę\czyzna parsknął niezadowolony.- To niesłychane! Co ten Duvall sobie myśli? Policja powinna temuzapobiec.Lovelace uniósł rękę.- Całkowicie się zgadzam.Jednak dwóch policjantów natychmiast ruszyło wpościg.Mogli coś znalezć, choć w wodzie ginie trop zapachu.Posłałem d\innawzdłu\ wybrze\a.Niestety, w tej chwili nie mogę ju\ niczego więcejpowiedzieć.Powinniśmy się cieszyć, \e nic się nie stało premierowi i \e niezginął nikt wa\ny.Czy mogę nieśmiało zasugerować, by państwo wrócili dodomów, ochłonęli.i mo\e się przebrali? Za jakiś czas na pewno otrzymaciewięcej informacji.A teraz, państwo wybaczą.Uśmiechnął się i odszedł ku kolejnej grupie gości.Magowie patrzyli naniego z otwartymi ustami.- Co za arogancja - parsknął czarnobrody, z trudem się opanowując.- Kto bypomyślał, \e on jest tylko wiceministrem handlu.Doigra się, któregoś dniaspotka czyhającego na niego afryta.No, nic tu po mnie, nawet jeśli większośćz was myśli inaczej.Cię\kim krokiem ruszył do wyjścia.Inni, jeden za drugim, poszli w jegoślady.Underwood bez słowa zabrał \onę, która porównywała swoje siniaki zsiniakami jakieś pary z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i z drepczącymobok Nathanielem opuścił pogrą\ony w chaosie Westminster Hall.159- Mogę liczyć tylko na to - powiedział mistrz - \e ten atak zachęci ichdo zwiększenia funduszy.Jeśli tego nie robią, to czego się spodziewają?Do dyspozycji mam tylko sześciu magów! Nie jestem cudotwórcą!Pierwsza część podró\y upłynęła wśród ciszy i swądu przypalonej brody.Kiedy wyjechali z centrum Londynu, Underwood nagle zrobił się rozmowny.Wyglądało na to, \e coś nie daje mu spokoju.- To nie twoja wina, kochanie - łagodnie powiedziała pani Underwood.- Nie, ale oni mnie oskar\ają! Chłopcze, sam słyszałeś.Oskar\ają mnie wzwiązku z tymi wszystkimi kradzie\ami!Nathaniel zapytał nieśmiało:- Jakimi kradzie\ami, panie?Underwood ze złością uderzył w kierownicę.- Oczywiście tymi, które są sprawką tego tak zwanego ruchu oporu.Ktośkradnie magiczne przedmioty nieostro\nym magom z całego Londynu.Takierzeczy, jak na przykład kula \ywiołów.W styczniu kilka z nich zniknęło zjakiegoś magazynu, o ile dobrze pamiętam.W ciągu paru ostatnich lat takieprzestępstwa stały się coraz bardziej powszechne, a ja muszę sobie z tymradzić, i to mając tylko sześciu magów do spraw wewnętrznych!Siedzący z tyłu Nathaniel, ośmielony, pochylił się w stronę mistrza.- Przepraszam, panie, ale co to za ruch oporu?Underwood zbyt szybko wziął zakręt, tak \e ledwie ominął jakąś starsząpanią.Wystraszył ją, waląc pięścią w klakson
[ Pobierz całość w formacie PDF ]