[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak się pani nie podoba, madame, niech pani idzie z tym doDragona - poradził.- Ja mam rozkaz chodzić za panią jak cień.Kiedy zapytała, dlaczego jej nie spuszcza z oka, Hannibalskrzyżował tłuste łapska na piersi i pokręcił głową.- Niech pani idzie do Rafe'a.O tak, już ja do niego pójdę, powtarzała w myślach, spiesząc zwysiłkiem przez foyer i korytarzem do gabinetu męża.Nawet jejkamerdyner Martin, który służył u niej od dawna, kiedy dostrzegłwojowniczy błysk w jej oczach, powstrzymał się od wszelkichkomentarzy.Gdy znalazła się bliżej gabinetu, usłyszała głosy dochodzące ześrodka, ale się tym nie przejęła.Kimkolwiek jest gość Rafe'a, możepoczekać -jej sprawa jest ważniejsza.Zastukała w drzwi i otworzyła je, nie czekając na zaproszenie.426RS- Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, lordzie - oświadczyła,wkraczając do pokoju - ale muszę z tobą porozmawiać i to teraz, jeśliwolno.W pomieszczeniu zapadła nagła cisza; Rafe i jego gośćodwrócili głowy w stronę Julianny.Ona zaś, skupiona na mężu, wpierwszej chwili nie zwróciła uwagi na osobę siedzącą naprzeciwkoniego.Gdy jednak na nią spojrzała, ze zdumienia przestała na chwilęoddychać.Ujrzała bowiem piękną blondynkę o nieskazitelnej figurze -o wiele szczuplejszą od niej.Rafe, który siedział za biurkiem, podniósł się ze swojegomiejsca.- Julianno, wydarzyło się coś złego? Spoglądała to na niego, tona obcą kobietę.Kim ona jest? - zastanawiała się.I dlaczego Rafe rozmawia z niąna osobności?- Nie, a raczej tak.Chcę z tobą porozmawiać - powtórzyła.Ciemne brwi męża lekko się uniosły.- Nie możesz z tym chwilę poczekać?Ponownie spojrzała na kobietę, która uśmiechała się do niejprzyjaznie.Już chciała się wycofać i powiedzieć, że oczywiściezaczeka, ale w ostatnim momencie wyprostowała się i oświadczyła:- Wolałabym nie.427RSKto to jest? - przemknęło jej znowu przez głowę.Dobry Boże,chyba nie kochanka? Przecież Rafe nie sprowadziłby kochanki dodomu - do naszego domu.Aż pobladła na tę myśl.Rafe podszedł do niej i pochwycił ją za ramię.- Zbladłaś.yle się czujesz?Odzyskawszy równowagę, wyrwała rękę z uścisku.- Nic mi nie jest.Rafe rzucił gościowi szybkie spojrzenie.- Wybaczy nam pani?- Och, oczywiście - zapewniła kobieta z wyraznym francuskimakcentem, tak uroczym jak ona sama.Julianna wyszła za mężem z pokoju, świadoma faktu, że nieprzedstawił jej gościowi.Czyżby moje podejrzenia były słuszne? Czyta kobieta w gabinecie to jego kochanka?Otworzyła usta, zamierzając na głos wypowiedzieć swojepodejrzenia, ale nagle zmieniła zdanie.A jeśli odpowiedz będzie brzmiała tak"? - zastanawiała się.Czynaprawdę chcę to wiedzieć?- O co chodzi, Julianno?Powróciła myślami do sprawy, z którą przyszła, i z narastającymwzburzeniem podniosła głowę i spojrzała mężowi prosto w oczy.- Hannibal chodzi za mną po całym mieście i na dodatek, jakrozumiem, na twój rozkaz.Chcę, żeby to się skończyło.Rafe wsunął ręce w kieszenie spodni.428RS- Och, to z tym przyszłaś.- Tak, z tym.Odwołaj swojego szpiega.- Wybacz mi, ale obawiam się, że nie mogę spełnić tej prośby.Sugeruję, żebyś nauczyła się go ignorować.Rozchyliła usta ze zdumienia.- Ignorować olbrzyma? To przecież niemożliwe.Wszyscy będęo mnie plotkować, dziwiąc się, dlaczego nagle sprawiłam sobieochroniarza.To upokarzające.- Nie widzę w tym nic złego.Kobietom często towarzyszysłużba.- Tak, lokaje lub pokojówki, ale nie ktoś taki jak Hannibal.- Nie bierzesz aktywnego udziału w wydarzeniach sezonu izbliża się termin porodu.Rzadko będziesz gdzieś wychodziła, więcnie będzie okazji, żeby Hannibal rzucał się w oczy.Naprawdę niewiem, w czym problem.- W zaufaniu i w tym, że mnie podejrzewasz.Dlaczego Hannibalza mną chodzi?Twarz Rafe'a przybrała nieodgadniony wyraz.- Mam swoje powody.- A mógłbyś mi je przedstawić? Chyba nie chodzi o to, że lordSummersfield wrócił do miasta?Zmarszczył czoło.- Nie, ale i tak masz się trzymać z daleka od niego.Juliannazacisnęła usta.- Już ci mówiłam, że sama dobieram sobie znajomych.429RS- A ja ci poradziłem, żebyś była ostrożna w wyborach.A co z twoimi? - chciała zapytać.Co z kobietą w gabinecie?Wyprostowała się.- Jeśli więc nie chodzi o Summersfielda, to o co? Należy mi sięprzynajmniej wyjaśnienie.Zapadła cisza, tak jakby mąż zastanawiał się nad odpowiedzią.- To dla twojego bezpieczeństwa.Twojego i dziecka.- Mnie i dziecku nic nie zagraża.Nie potrzebujemy ochrony, araczej nadzorcy - to chyba właściwsze określenie.Twarz Rafe'a zdradzała, że poczuł się dotknięty.- Możesz sobie chodzić, dokąd chcesz, ale Hannibala nieodwołam.- Ach tak?Obrzucił ją zdecydowanym spojrzeniem.- Tak.A teraz, czy to już wszystko?Do oczu napłynęły jej łzy.Szybko zamrugała, żeby jepowstrzymać, ale w sercu pozostało rozżalenie.Rafe odwrócił się i chwycił za klamkę.- Na Boga - szepnęła w jego plecy - naprawdę żałuję, że ciępoznałam.Znieruchomiał.- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, madame.Odwróciła się tak szybko, jak jej na to pozwalała figura, iodeszła spod drzwi gabinetu.430RSRafe został z dłonią zaciśniętą na mosiężnej klamce.Przymknąwszy oczy, starał się opanować wzburzone emocje.Wiedział, że mógł inaczej przeprowadzić rozmowę z żoną, mógłwyjawić obawy o St.George'a.Nie chciał jednak jej wystraszyć, tymbardziej że poród był tuż-tuż.Wolał, żeby się na niego złościła, niżbała się wychodzić z domu albo, co gorsza, żeby zignorowała całąsytuację i narażała się na niepotrzebne ryzyko.Mówiła o zaufaniu.A co z jej zaufaniem? Powinna wiedzieć, żeon ma na sercu wyłącznie jej dobro.Zaczerpnął powietrza, otworzył drzwi i wszedł do gabinetu.Najego widok Yvette Beaulieu uniosła głowę i uśmiechnęła się.- Czy z żoną wszystko w porządku?- Tak - skłamał, podchodząc do krzesła.- W jak najlepszym.- Teraz rozumiem, dlaczego chcesz, żebym zrobiła portret jej idziecka.Jest piękna i pewnie tak samo urocze będzie wasze petitenfant.Aż się nie mogę doczekać, kiedy wezmę się do pracy.Alenikomu nie pisnę słówka, bo wiem, że to tajemnica.- No właśnie.Rafe nie był jednak przekonany, czy jego plan się powiedzie.Julianna, kiedy się dowie, że wynajął malarkę, by wykonała jej portretz nowo narodzonym dzieckiem, może się na to nie zgodzić.Niezamierzał jednak dzielić się wątpliwościami z Yvette Beaulieu, bozawarł już z nią umowę.Yvette, wdowa po przyjacielu, utrzymywała się głównie dziękitakim właśnie zamówieniom.To one oraz skromna renta po mężu431RSpozwalały jej wychowywać czwórkę dzieci.Dobrze wiedząc, że nieprzyjmie jałmużny, wymyślił, że pomoże jej, zamawiając wykonanieportretu - przy okazji zrobiłby miłą niespodziankę Juliannie.Jednakteraz, gdy zobaczył dziwny wyraz twarzy żony na widok Yvette, niebył już taki pewien, czy zgodzi się pozować do obrazu.Sięgnął do najwyższej szuflady biurka i wyjął z niej garśćmonet.- Połowa ustalonej zapłaty.Reszta po skończonej pracy.Zapłaciłby całą sumę, ale wiedział, że duma nie pozwoli Yvette jejprzyjąć.- Och, to stanowczo za dużo.wystarczyłaby jedna trzecia tejkwoty.Mimo tych słów madame Beaulieu sięgnęła po pieniądze ilekko drżącą ręką wsypała monety do torebki, z wyrazną ulgąmalującą się na twarzy.- No cóż, na mnie już czas, monsieur.Och, pardonnez-moi,teraz winno się mówić lordzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]